Tak sobie na to wszystko patrzę i myślę, że muszę sobie popisać, bo ostatnio nie przelewamy się tu za często. Maroko ciach, ciach, byle napisać, opisać i z głowy, bo czasu nie ma, bo w pracy jesteśmy ciągle, albo bo lepiej iść na spacer i oglądać tęczę stojąc w deszczu, a oglądając z drugiej strony błękitne niebo i słońce. Chociaż ostatnio to już nawet nie tak często, bo zima wyciąga do nas ręce i jest jak w ostatnie tutejsze lato - oglądamy granatowo-szare niebo przez krople ociekające po szybach, bo na tyle średnio przyjemnie, że psa by się z domu nie wygoniło jakbyśmy jakiegoś mieli :). Nawet nasz świętej pamięci kot chyba by nie miał ochoty na eksplorację trawnika. Zrobiło nam się tutaj totalnie jesiennie, że aż zaczęliśmy jesieni pomagać. Zaczęliśmy wolne dni spędzać gotując rozgrzewające zupy, dziobiąc wełnę, parząc herbaty, oglądając filmy albo doprawiając kolejnego grzańca - goździki, laska wanilii, pałeczka cynamonu, same słowa powodują, że zaczyna pachnieć... a Roman to już nawet zaczął kawę z czosnkiem pić - my jeszcze nie jesteśmy na tym etapie :).
Jakoś szybko minął nam tydzień z Kasi rodzicami. Podzieliliśmy się naszymi ulubionymi miejscami, w końcu pojechaliśmy na Skye i Glen Coe, a wszystkie nasze miejsca z tryskających wiosenną zielenią zmieniły się w lśniącą żółć, złoto i brąz, równie magiczne.
A wracając do kuchni, to jesień wzbudza ochotę na zupełnie inne smaki. Powróciła masala tea, polubliśmy imbirowe wino. Podświadomie chyba organizm wybiera sezonowe warzywa, bo zaczęliśmy przygotowywać marchewkę na 100 sposobów, zupę z brukwi i kardamonu, pieczoną dynię piżmową, albo ziemniaki z czosnkiem i oliwą z oliwek :). Jeszcze tylko kominka nam tu brakuje i byłaby jesień pełną parą!;) Zaczęliśmy do tego stopnia obchodzić jesień, że wczoraj obudziliśmy się o 12:40, co nie zdarzyło nam się od ponad pół roku :).
Ta kuchnia to też tak nie do końca przez przypadek, bo w listopadzie jak to w listopadzie dopadły nas urodziny i dostałem od hotelu niesamowitą wege książkę kucharską, z której wczoraj urzeczywistnił się pierwszy przepis... kolejny jesienny :) - niesamowita zupa z kasztanów! Urodziny to i tort, kilka jabłek na drzewie to i szarlotka... definitywnie jesień spędzamy jak zwykle... w kuchni... tylko jesiennych koncertów deficyt. W Polsce jesienne tygodnie mieliśmy wypchane koncertami, tutaj na wsi koncert dają co najwyżej ptaki albo sami sobie śpiewamy :). Ale to nic, na koncerty jeszcze będzie czas...
Jakoś szybko minął nam tydzień z Kasi rodzicami. Podzieliliśmy się naszymi ulubionymi miejscami, w końcu pojechaliśmy na Skye i Glen Coe, a wszystkie nasze miejsca z tryskających wiosenną zielenią zmieniły się w lśniącą żółć, złoto i brąz, równie magiczne.
A wracając do kuchni, to jesień wzbudza ochotę na zupełnie inne smaki. Powróciła masala tea, polubliśmy imbirowe wino. Podświadomie chyba organizm wybiera sezonowe warzywa, bo zaczęliśmy przygotowywać marchewkę na 100 sposobów, zupę z brukwi i kardamonu, pieczoną dynię piżmową, albo ziemniaki z czosnkiem i oliwą z oliwek :). Jeszcze tylko kominka nam tu brakuje i byłaby jesień pełną parą!;) Zaczęliśmy do tego stopnia obchodzić jesień, że wczoraj obudziliśmy się o 12:40, co nie zdarzyło nam się od ponad pół roku :).
Ta kuchnia to też tak nie do końca przez przypadek, bo w listopadzie jak to w listopadzie dopadły nas urodziny i dostałem od hotelu niesamowitą wege książkę kucharską, z której wczoraj urzeczywistnił się pierwszy przepis... kolejny jesienny :) - niesamowita zupa z kasztanów! Urodziny to i tort, kilka jabłek na drzewie to i szarlotka... definitywnie jesień spędzamy jak zwykle... w kuchni... tylko jesiennych koncertów deficyt. W Polsce jesienne tygodnie mieliśmy wypchane koncertami, tutaj na wsi koncert dają co najwyżej ptaki albo sami sobie śpiewamy :). Ale to nic, na koncerty jeszcze będzie czas...
0 komentarze:
Prześlij komentarz