3.02.2015

Film z Korei / A movie from Korea

Szukając ciszy / Seeking silence

[PL] Teleportowaliśmy się na północ. Choć teleportowaliśmy, to może ciut za dużo powiedziane,  20 godzin w pociągu z Hat Yai do Bangkoku, a poźniej 16 z Bangkoku do Chiang Mai, to jednak w porównaniu z rowerem, całkiem szybko. Mieliśmy też jeden dzień przerwy w BKK, bo już nie było biletów, więc może i dobrze, bo mogliśmy się wykąpać, ogarnąć, no i pójść na piknik :). Dobrze jest być znów na północy. Północ jest dla nas jakby trochę bardziej… Tajska? Dobrze jest znów widzieć mnichów zbierających o wschodzie słońca jedzenie, no i jest chłodniej. Zdecydowanie chłodniej!

IMG_1096IMG_1103 20150124_18445620150125_173346

[EN] We’ve teleported ourselves to the north. Altpough teleported is maybe not a perfect word, as we’ve spent 20 hours in the train from Hat Yai to Bangkok, and then 16 from Bangkok to Chiang Mai, but if compared to cycling, it’s still fast.
We also had a one day break in BKK, as the sold out all the train tickets for that day, which was maybe even better, as we could take a shower, a rest, and go for a picnic :). It feels good to be back in the north. North for us is a bit more… Thai? It’s good to see monks collecting food during sunrise, and it’s also a bit colder here. Much colder!

IMG_1106 IMG_1108IMG_1116

[PL] Zamknęliśmy się w pokoju. Potrzebowaliśmy tego od dłuższej chwili. Odpoczynku, ciszy… spokoju. Jesteśmy sami, a nasz pokój jest zielony. Płynie przez niego krystalicznie czysty strumyk i oprócz niego, słychać jedynie śpiew ptaków, no i panią, która podśpiewuje sobie grabiąc liście, które jesiennie zrzucają drzewa, przygotowując się powoli na najgorętszą porę roku.

[EN] We closed ourselves in the room. We needed that from a while. Rest, quietness…. calmness. We are alone and our room is green. A crystal-clear stream is going through, and apart from it, you can hear only birds singing, and a woman, singing a bit when cleaning area from leaves which trees are autumny dropping, preparing slowly for the hottest part of the year.

IMG_1131IMG_1144 IMG_1145

[PL] Trafiliśmy tu jak zawsze, przez przypadek. Jechaliśmy sobie z Chiang Mai w stronę Pai już drugi dzień, bo pierwszego trafiliśmy na basen przy 7-eleven i chwilę nam się tam spędziło. Było ciągle wcześnie rano, a żeby być szczerym to zdążyliśmy ledwie przejechać 5 kilometrów od bananowców przy kawiarni, gdzie za zgodą właścicielki spędziliśmy poprzednią noc. Zobaczyliśmy znak na wodpospad, a pod nim rysunek z namiotem. W sumie, czemu nie? Tylko 1,5 kilometra… które zajęło nam chyba z 40 minut! Czy do wszystkich wodospadów zawsze musi być AŻ TAK STROMO? Z trudem wcisnęliśmy się pod górę. I jak dojechaliśmy, tak już zostaliśmy…

[EN] We found this plice like always, accidently. We were cycling second day from Chiang Mai towards Pai, because during first we found a swimming pool next to 7-eleven and we’ve spent there a while. It was still early, and to be honest we cycled just 5 kilometers from banana trees next to some cafe, where woman allowed us to stay previous night. We’ve seen sign for the waterfall, and in the bottom of it a picture with the tent. Actually, why not? Just 1,5km… which probably took us about 40 minutes! Does it really have to be SO STEEP to every waterfall? Barely pushed all the way up, and once we’ve got there, we have stayed…

20150127_183108 IMG_1119IMG_1123

[PL] Tego samego dnia, pieszo dotarliśmy do drogi, kupiliśmy jedzenie na 4 dni i uwiliśmy sobie tutaj gniazdko. Nikt nie przewidział jednak, że trzeciego dnia skończy nam się benzyna do gotowania. Tym razem poszliśmy w przeciwnym kierunku. Pod jeszcze wyższą górę. Dotarliśmy do wioski. Benzyny nie było, ale był mały sklepik, w którym kupiliśmy kilka rzeczy, a w drodze powrotnej przespacerowaliśmy się wokół plantacji kawy, co jest niesamowite, bo zaledwie kilka dni wcześniej, na dalekim tajskim południu, kupiliśmy opakowanie kawy pochodzącej właśnie z gór regionu Chiang Mai…
Gdy już prawie zaczęliśmy schodzić w dół, minęła nas kobieta na skuterze. W sumie, to nie minęła, bo zatrzymała się koło nas, jakby najnaturalniejszą rzeczą na świecie było, że skoro ona jedzie w naszym kierunku, to przecież nas podrzuci…
Po benzynę Kasia zdecydowała się pojechać na stopa, co okazało się prostsze niż myśleliśmy, bo nieczęsto coś tędy przejeżdża, ale akurat wtedy jeździło :).

IMG_1136IMG_1168 IMG_1169

[EN] In the same day, we walked back to the road, bought food for 4 days and we’ve settled here for a while. But no one could predict that one third day we will run out of petrol for cooking. This time we walked opposite direction. Climbing even higher hill. We reached the village. No petrol, but there was a little shop, where we bought a few things and on the way back we went for a walk around coffee plantation, which is amazing, because just a few days earlier, on very south Thailand we bought a package of coffee, from the mountains of Chiang Mai region…
When we almost began our way back down, woman on a bike passed us. Actually she didn’t, as she stopped next to us, like that was the most natural thing, that if she is going our direction, it’s obvious that she will give as a lift…
Kasia decided to hitchhike on her own for petrol, which became to be easier than we thought, as there is not much traffic going around here, but at that time, there was :).

IMG_1184IMG_1175 IMG_119620150130_123344 20150130_131804

[PL] Jakoś tak wyszło, że zostaliśmy 6 dni. 6 dni śpiewu ptaków, znajdowania ukrytych wodospadów, gotowania, czytania, leżenia, porannej kawy, oglądania filmów, jazdy rowerem po górskich wioskach. Ciszy…
Przez prawie tydzień bylismy rozbici 500m od wodospadu, który zdecydowaliśmy się pójść zobaczyć dopiero szóstego dnia, bo wstęp kosztował 100 bahtów od osoby :D. No to jedziemy dalej, choć nie wiemy jak daleko, kto wie, może za zakrętem znów osiedlimy się na tydzień ;).

C360_2015-02-01-14-48-54-491IMG_1132 IMG_1153IMG_1161

[EN] Somehow it happend, that we’ve stayed for 6 days. 6 days of birds singing, finding hidden waterfalls, cooking, reading, lying, morning coffee, watching movies, cycling around mountain villages. Silence…
We’ve camped for almost a week 500m from the waterfall, which we decided to see on sixth day, as entrance cost 100 baht per person :D. So we are on the road again, but we don’t really know for how long, who knows, maybe after another turn we will settle for another week ;).

DSCF0516DSCF0531 DSCF0538

21.01.2015

Are you coming here every year?

[PL] Co jest w tych Indiach takiego? Azja południowo-wschodnia to było dla nas odkrycie. Że wcale nie musi być tak, że na każdym kroku ktoś chce nas oszukać. Że pokoje w hotelach wcale nie muszą być śmierdzącą celą i że wcale nikt nas nie musi okraść jak na chwilę spuścimy nasze rzeczy z oczu. I chyba nawet powiedzieliśmy sobie kilka razy, że do Indii narazie nie jedziemy…
A jednak szukamy Indii. To za indyjskim jedzeniem zawsze najbardziej tęsknimy, a indyjskie zapachy tak mocno urzekają. To na Phahurat w Bangkoku udaliśmy się już pierwszego dnia, to na Little India w Kuala Lumpur i Singapurze najszybciej zaniosły nas nasze stopy. Musi być w tym wszystkim jakaś magia, coś co czaruje i nie pozwala o sobie zapomnieć, bo czy aby rzeczywiście przez przypadek, będąc teraz na Penang zamieszkaliśmy na Little India?

[EN] What is this about India all about? South-east Asia was a discover for us. That it doesn’t have to be like that, that on every corner someone has to cheat us. Rooms in hotels doesn’t have to be stinky burrow and it doesn’t have to be like that, that when we loose eye contact with our stuff someone gonna steal it. And we probably said it a few times, that we are not planning to go to India again…
Yet we are looking for India. Indian food is always the one we miss the most, and Indian fragrances are the charming ones. Phahurat was the first place we visited in Bangkok on first day, and to Little India in Kuala Lumpur and Singapore our feet took us at first. There must be some magic in this all, something that charms and doesn’t let you forget, because is this really an accident, that now during our stay on Penang we are staying in Little India district?

IMG_1080

[PL] Przyjeżdżacie tutaj co roku? Spytała nas kobieta w wegetariańskiej knajpce, gdzieś przy drodze w Malezji, w której zatrzymaliśmy się też rok temu. Tutaj też nie mieliśmy już wracać. Każdy kto z nami na ten temat rozmawiał, z łatwością wyczytał, że Malezja nie jest naszym ulubionym krajem. A już zupełnie szczerze mówiąc, to jedyny kraj, którego naprawdę nie lubimy. No ale jakoś tak się poukładało, że zjeżdżając na tajskie południe, najwygodniej było nam wyrobić kolejną wizę do Tajlandii właśnie tutaj… no i jesteśmy. W sumie na Penang poprzednim razem nie byliśmy, a że nie mieliśmy zbytnio ochoty się nigdzie po drodze zatrzymywać, to stworzyło nam to okazję do pobicia naszego wcześniejszego rekordu i udało nam się przejechać do Georgetown bezpośrednio z Tajlandii, przejeżdżając w ciągu jednego dnia nasze pierwsze okrągłe 200km.
Indyjska dzielnica nas uwiodła i jest chyba najlepszymi małymi Indiami w jakich byliśmy. Przykleiłem się ostatnio do hinduskiego sklepu i nie mogłem się odkleić. Sam nie wiem czego tam szukam, może jakiejś namiastki czegoś co jest tak odległe, a może jakichś wspomnień. Georgetown też jest rzeczywiście całkiem ładnym miastem. Szczególnie jak na Malezję. Jednak ze wszystkimi tego konsekwencjami, wypełnione chilloutującymi się po chilloutowaniu się klapkowiczami i masową turystyką, pełną ludzi którzy niespecjalnie wiedzą co tutaj robią. I północnym wybrzeżem, pełnym szarych ogromnych budynków, wciskającym, że Międzyzdroje to właśnie miejsce gdzie należałoby spędzić swój wolny czas.

C360_2015-01-21-16-55-30-746 IMG_1089C360_2015-01-21-08-21-23-583

[EN] Are you coming here every year? Woman asked in vegetarian eatery, somewhere along the road in Malaysia, where we stopped also last year. We didn’t planned to go back here too. Everyone who talked about that with us, surely noticed that Malaysia isn’t our favorite country. To be really honest, it’s the only country we really don’t like. But somehow it happened, that cycling south in Thailand, making another visa to Thailand was the most convenient just here… so we are here. Actually we didn’t visit Penang last time, and as we didn’t really felt like stopping anywhere on the way, it gave us opportunity to beat our biggest cycled distance and we cycled to Georgetown directly from Thailand, making first 200km during one day.
Indian district seduced us and is probably best Little India we’ve been. Last day i got stuck to Indian shop and I couldn’t unstuck. I don’t even know what I’m looking for there, maybe tiny bit of something which is so far, or maybe just for some memories. Georgetown is actually a pretty city too. Especially if you think it’s Malaysia. But with all the consequences of that, full of chillouting after chillouting relaxed flip-floppers, who don’t really know what they are doing here. And with northern coast, full of huge gray buildings, persuading, that Międzyzdroje is the place where you really should spend your time.

C360_2015-01-21-08-24-36-016 IMG_1095IMG_1085

[PL] Twierdząco za to moglibyśmy odpowiedzieć na pytanie “czy przyjeżdżacie tutaj co roku?”, gdyby było zadane w Tajlandii. Pedałujemy po tym kraju trzeci rok z rzędu i choć może się to komuś wydawać dziwne, ciągle odkrywamy nowe rzeczy, jedzenie, zwyczaje i miejsca. Do Malezji dobrnęliśmy wzdłuż południowego wybrzeża, chociaż dla odmiany nie sami. Przez dwa tygodnie przepedałowaliśmy z Darią i Tomkiem kilkaset kilometrów z Prachuap Khiri Khan do Nakhon Si Thammarat. Wspólnie gotowaliśmy, śmialiśmy się i wylewaliśmy pot na asfalt. Spaliśmy w kilku pięknych miejscach, włóczyliśmy się po night marketach i przenosiliśmy namioty w deszczu…

IMG_0944 IMG_0949IMG_0966IMG_0958 IMG_0979IMG_0975IMG_0998 IMG_0981IMG_0999

[EN] But for question “are you coming here every year?” we could say yes, if would be asked in Thailand. We are cycling in this country for third year in a row, and even if that might seem strange for someone, we still discover new things, food, habits and places. We were going to Malaysia along east-coast, but for some change, not alone. For two weeks we cycled with Daria and Tomek hundreds of kilometers from Prachuap Khiri Khan to Nakhon Si Thammarat. We cooked together, laugh together and poured a lot of sweat on the asphalt. We slept in a few beautiful places, wandered around night markets and we’ve been moving tents in the rain…

IMG_0992 IMG_1016IMG_1021 IMG_1023DSCF0439DSCF0366 DSCF0385DSCF0412 DSCF0422

[PL] Naprawdę fajnie się razem jechało, ale dobrze jest też płynąć swoim własnym rytmem. Mniej planować, pozwolić żeby samo się wydarzało i spać pod namiotem w spontanicznie znalezionych miejscach. Tak właśnie brnęliśmy w stronę granicy najmniejszymi szutrowymi drogami, które niekiedy kończyły się kanałem irygacyjnym i trzeba było wracać, czasem niesamowicie błotne, a niekiedy musieliśmy przeciskać się pośród palm. Ale miały magię. Magię mijanych skromnych chat, prostego życia, śmiechu dzieciaków kąpiących się w rzekach i uśmiechu, czasem mocno zdziwionych naszym widokiem ludzi.

IMG_1045 IMG_1047IMG_1038

[EN] It was really great to cycle together, but it’s also good to flow with our own rhythm. Plan less, let things happen, avoid the cities and sleep in the tent in a random places. So this is how we were going towards border on smallest gravel roads, which sometimes ended up by irrigation canal and we had to turn back, sometimes extremally muddy and sometimes we had to push through palm plantations. But it all had magic. Magic of modest huts passed, of simple life, laughter of childrens playing in the rivers and a smile of sometimes very surprised to see us people.

IMG_1063 IMG_1065DSCF0464

[PL] Któregoś dnia na naszej drodze mijaliśmy gorące źródła, do których jak to my, oczywiście zjechaliśmy. Było całkiem wcześnie, ale urzekła nas równo przystrzyżona trawa, która wyglądała jak stworzona pod nasz namiot ;). A że jest to Tajlandia, oczywiście bez problemu pozwolono nam się tam w środku dnia rozbić i zostać na noc. Pani przyniosła nam też procę, żeby straszyć małpy, których było tam całkiem sporo i które ewidetnie miały ochotę przez całe popołudnie nas z czegoś okraść, a później jeszcze zapraszała nas potajemnie do specjalnego pomieszczenia na mineralną kąpiel, która normalnie jest płatna, ale że już zdążyliśmy się umyć to poprosiliśmy, żeby już sobie nie robiła kłopotu.

IMG_1054 IMG_1056IMG_1059

[EN] One day on our way hot springs appeared and we obciously went in. It was still early, but perfect lawn charmed us up, as it looked just perfect for our tent ;). And because it’s Thailand, they of course allowed us without any problems to pitch a tent there in the middle of the day and stay overnight. The woman also brought us slingshot to scary monkeys, which was plenty and them for whole afternoon clearly felt like stealing something from us, and later she even invited us secretly to special room for mineral bath, which you normally have to pay for, but as we had a shower already we asked, to don’t bother with this.

IMG_1063 IMG_1075IMG_1068

[PL] Kolejnego dnia jechaliśmy w kierunku wodospadu, który znaleźlismy na mapie, ale gdy już byliśmy całkiem niedaleko, podjechał do nas mężczyzna na motorze, gestykulując we wszystkie strony i dając do zrozumienia, że tam gdzie jedziemy, za chwilę jest koniec drogi i dalej to już nie ma nic. Ale jak to nic? Takie nic, nic? To nie ma wodpospadu? Że inną drogą? Rzec by nawet można - nie tędy droga. No to 20km na powrót do głównej drogi.
Na wodospad znak znaleźliśmy rzeczywiście na głównej drodze, kilka kilometrów za miejscem w którym skręciliśmy, ale już nam się nie chciało do niego cisnąć kolejne 20km, szczególnie że już jeden wodospad po drodze tego dnia odwiedziliśmy, na licznikach ponad 100km a jeszcze 25 do granicy. Wcześniej planowaliśmy też dla odmiany dostać się do Malezji innym przejściem granicznym niż w zeszłym roku, ale że byliśmy całkiem niedaleko zeszłorocznego, to zmieniliśmy zdanie, szczególnie że 2km od tego przejścia jest park narodowy, w którym w zeszłym roku pani nas nawet wpuściła za pół ceny, bo mieliśmy tylko tyle w portfelu, a w tym roku dowiedzieliśmy się, że w parkach narodowych po 18.00 można namiot rozbić za darmo. Pojawiliśmy się więc o 18.15, sympatyczni strażnicy pokazali nam gdzie możemy rozstawić pod dachem namiot oraz gdzie są toalety i prysznic ze słuchawką w kształcie kubusia puchatka. Wykąpaliśmy się, ugotowaliśmy obiad i zasnęliśmy pośród dźwięków lasu.

[EN] Next day we were cycling towards waterfall, which we found on the map, but when we were almost there, some guy on motorbike came to us gesticulating in all directions giving to understand, that the way we are going, there is end of the road very soon and there is just nothing. But what nothing? That nothing, nothing? No waterfall? Different way? Really? Well, just 20km back same way but opposite direction  to the main road.
Yes, we found road sign to the waterfall on the main road, a few km after point where we turned right, but we didn’t felt like doing another 20km there, we have alredy visited on waterfall that day, bike computers were showing over 100km already and still more than 25 left to the border. We also planned for some change to go through different border crossing than last year, but we were alredy not too far from the one from last year, so we changed our mind, also because there is a national park just 2km away from the border, where last year woman even let us enter for half price as that was all we had in our wallet, and this year we found out that in national parks in Thailand after 6pm you can pitch a tent overnight for free. So we appeared at 6.15, friendly guards showed us where under the roof we can pitch up our tent, where are toilets and a shower with winnie the pooh handset. We took a shower, cooked a dinner and fall asleep with the sounds of the forest.

IMG_1075IMG_1072 IMG_1073DSCF0491

[PL] Chcieliśmy być w Tajlandii już jutro, ale nasze nadzieje rozwiał Pan w okienku tajskiego konsulatu stwierdzeniem, że w listopadzie zmienił się system i wizy możemy odebrać dopiero jutro po 14.00. No to zobaczymy dokąd się jutro doczłapiemy…
A na pożegnanie muza, która rozbrzmiewa u nas na dzielni :)

[EN] We wanted to be in Thailand already tomorrow, but this guy working in thai consulate broke our hopes by saying that in November system has changed and we can’t  collect our visas until tomorrow 2pm. Well, what can we do. We will see how far we can cycle tomorrow…
And a music from our district for goodbye :)