Podsumowując...
Spędziliśmy w podróży 73 dni i wydaliśmy w sumie ok. 2800 pln. Przez 11 tygodni byliśmy ze sobą 24h/dobę... i kochamy się jeszcze bardziej :) To najważniejsze. Przejechaliśmy przez 16 krajów robiąc w ten sposób ponad 15.000km. Spaliśmy u ludzi z HospitalityClub i CouchSurfing, w hotelach, w TIR-ach, w autobusach, u przypadkowych ludzi w domu, na chodniku przy autostradzie, w parku pomiędzy namiotami Irańczyków, w wywrotce, na plażach, w namiocie gdzie popadnie... wszędzie.
Poznaliśmy całą masę wspaniałych i niesamowitych ludzi, którzy - szczególnie w Iranie - niemal co chwilę zaskakiwali i zadziwiali nas co raz bardziej i bardziej...
I nie tylko ludzie nas zaskakiwali. Zaskakiwało nas wszystko co się wokół nas działo... rzeczy, które na co dzień się nie zdarzają nagle stawały się faktem całą serią, a czasem w ciągu dnia sypały się na nas całą lawiną... niesamowite sytuacje, wydarzenia i tak ciągle jedno za drugim, że chwilami przestawaliśmy nadążać...
Wyszło na to, że te wszystkie miejsca, które - w powszechnej opinii i mediach - zajmują pozycję „niebezpieczne” okazały się dużo bardziej bezpieczne niż chociażby Polska. A Iran to chyba najbezpieczniejszy kraj w jakim kiedykolwiek byliśmy... nigdzie nigdy nie czuliśmy się tak pewnie jak chodząc - nawet nocą - po wąskich bocznych ulicach, w żadne miejsce nie baliśmy się nigdy wejść, nigdy nie poczuliśmy się zagrożeni w jakikolwiek sposób... smutne więc, że ludzie którzy tak naprawdę niewiele wiedzą przyczepiają pewnym krajom takie niesprawiedliwe etykietki.
A Iran trochę zmienia podejście do życia, ludzi. Zmienił też trochę nas... spędziliśmy tam tylko miesiąc, ale i tak jakaś cząstka Iranu (niesamowitego Iranu!) będzie w nas żyć.
Spotkaliśmy kilka osób, o których na pewno nie zapomnimy.
Reza - dzięki niemu już od pierwszych chwil po przekroczeniu granicy mogliśmy cieszyć się Irańską gościnnością i życzliwością... osoba, która w środku nocy zabrała nas do siebie do domu, bo nie mogliśmy znaleźć otwartego hotelu. Później spędziliśmy razem kilka dni, poznaliśmy rodzinę...
Kierowca do Istambułu z Ankary :p -nie pamiętamy imienia... :( - zabrał nas z Ankary do Istambułu... zabrał na obiad, przenocował i na koniec kiedy miał podrzucić nas na wylotówkę stwierdził, że stop może nie iść nam za dobrze zabrał na Grecką granicę ponad 250km.
Pani Teresa z rodziną :) - polacy spotkani w Grecji na plaży, zabrali nas do siebie do domu i spędziliśmy z nimi 4 dni mimo, że w Koryncie planowaliśmy zostać tylko jedną noc, ale tak miło było, że...
Pozdrawiamy też wszystkich ludzi poznanych dzięki HC i CS, tych poznanych przez przypadek na ulicy i jakkolwiek inaczej...
No i przede wszystkim dziękujemy wszystkim kierowcom, bez których nie bylibyśmy nigdzie tam gdzie byliśmy...
aż łzy radosci sie pojawiły na wspomnienie tych wszystkich niesamowitych ludzi spotkanych na naszej drodze, na wspomnienie wszystkich niesamowitych zdarzen.
OdpowiedzUsuńSwietne podsumowanie, bardzo milo sie czytalo :)
OdpowiedzUsuń/jarkensik
Zazdroszczę takiej wspaniałej podróży!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że kiedyś też na taką sie wybiorę ;)
Pozdraiwam