Wcale, wcale nie. Wbrew pozorom, które stworzyła nasza blogowa absencja, ciągle prowadzimy tego bloga. Nie porzuciliśmy go, nie wyprowadziliśmy się stąd ani nic z podobnych rzeczy. Po prostu... ostatnio nam się nie chciało;).
Witamy się ponownie, niektórych zaskakując że nie piszemy wcale z GB. Wybyliśmy na przełomie czerwca i lipca do Szkocji, ale szybciej w sumie stamtąd wróciliśmy niż się tam zebraliśmy:). Nie wnikając w szczegóły - było do dupy:). Jesteśmy więc w Polsce i mamy wakacje;), a do GB wrócimy po wakacjach, gdy na wyspach znów będzie więcej Brytyjczyków niż Polaków.
Byliśmy też ostatnio z moją mamą nad morzem:). Trafiliśmy idealnie w lukę pogodową - między jednym deszczem, a kolejnym. Padało od 3 dni przed wyjazdem, całą drogą, a gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, deszcz automatycznie przestał padać:). Towarzyszyło nam przez 3 dni słońce i gdy wyjechaliśmy... znów zaczęło padać:). Zabraliśmy ze sobą 15-letni namiot, który rozkładany był w swojej historii tylko raz - 15 lat temu:). Pomęczyliśmy się z nim 3. godziny, bez instrukcji... ale udało się:). Spacery plażą, opalanko:), kąpiele i codzienne zbieranie grzybów, żeby na każde śniadanie zjeść jajecznicę ze sieżo zerwanymi grzybami. Ewentualnie grzyby z jajecznicą, bo bywało, że było ich zdecydowanie więcej. Niesamowicie przyjemne, wakacyjne 3 dni, że aż szkoda było stamtąd wyjeżdżać...
Więcej zdjęć po kliknięciu na link: https://picasaweb.google.com/wesyasih/Miedzywodzie
Uciekamy jutro z Darią i Tomkiem do Zielonej, a we wtorek jedziemy na woodstock!:) Po woodstocku w planach mieliśmy przejść się na hiszpański, 750-kilometrowy spacer z Irun do Santiago, spełniając swoje marzenia o przejściu pieszo tylu setek kilometrów, ale od wczoraj nasz wyjazd stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Przy okazji zakupów w Decathlonie, poszliśmy pograć w piłkę, a że nie uprawiałem tego sportu chyba od liceum, skończyło to się chyba naderwaniem więzadeł stawu skokowego... ciężko co prawda zdiagnozować, czy to stuprocentowo ponadrywane więzadła, natomiast faktem jest, że od wczoraj nie mogę stanąć na nogę... i nie wiemy co tu dalej począć. Zobaczymy.
Znalazł się też w końcu czas, żeby posegregować i powrzucać zaległe fotki na picasę. Ostatni dodany album był... z Delhi, sprzed roku:) No a teraz jest wszystko zaktualizowane:). Wystarczy kliknąć w link: http://picasaweb.google.com/wesyasih , lub po lewej stronie bloga (ZDJĘCIA - 2010-...). Pozdrowienia... i do zobaczenia na woodstocku!:) Idziemy dalej grać w kalambury...;)
Witamy się ponownie, niektórych zaskakując że nie piszemy wcale z GB. Wybyliśmy na przełomie czerwca i lipca do Szkocji, ale szybciej w sumie stamtąd wróciliśmy niż się tam zebraliśmy:). Nie wnikając w szczegóły - było do dupy:). Jesteśmy więc w Polsce i mamy wakacje;), a do GB wrócimy po wakacjach, gdy na wyspach znów będzie więcej Brytyjczyków niż Polaków.
Byliśmy też ostatnio z moją mamą nad morzem:). Trafiliśmy idealnie w lukę pogodową - między jednym deszczem, a kolejnym. Padało od 3 dni przed wyjazdem, całą drogą, a gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, deszcz automatycznie przestał padać:). Towarzyszyło nam przez 3 dni słońce i gdy wyjechaliśmy... znów zaczęło padać:). Zabraliśmy ze sobą 15-letni namiot, który rozkładany był w swojej historii tylko raz - 15 lat temu:). Pomęczyliśmy się z nim 3. godziny, bez instrukcji... ale udało się:). Spacery plażą, opalanko:), kąpiele i codzienne zbieranie grzybów, żeby na każde śniadanie zjeść jajecznicę ze sieżo zerwanymi grzybami. Ewentualnie grzyby z jajecznicą, bo bywało, że było ich zdecydowanie więcej. Niesamowicie przyjemne, wakacyjne 3 dni, że aż szkoda było stamtąd wyjeżdżać...
Więcej zdjęć po kliknięciu na link: https://picasaweb.google.com/wesyasih/Miedzywodzie
Uciekamy jutro z Darią i Tomkiem do Zielonej, a we wtorek jedziemy na woodstock!:) Po woodstocku w planach mieliśmy przejść się na hiszpański, 750-kilometrowy spacer z Irun do Santiago, spełniając swoje marzenia o przejściu pieszo tylu setek kilometrów, ale od wczoraj nasz wyjazd stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Przy okazji zakupów w Decathlonie, poszliśmy pograć w piłkę, a że nie uprawiałem tego sportu chyba od liceum, skończyło to się chyba naderwaniem więzadeł stawu skokowego... ciężko co prawda zdiagnozować, czy to stuprocentowo ponadrywane więzadła, natomiast faktem jest, że od wczoraj nie mogę stanąć na nogę... i nie wiemy co tu dalej począć. Zobaczymy.
Znalazł się też w końcu czas, żeby posegregować i powrzucać zaległe fotki na picasę. Ostatni dodany album był... z Delhi, sprzed roku:) No a teraz jest wszystko zaktualizowane:). Wystarczy kliknąć w link: http://picasaweb.google.com/wesyasih , lub po lewej stronie bloga (ZDJĘCIA - 2010-...). Pozdrowienia... i do zobaczenia na woodstocku!:) Idziemy dalej grać w kalambury...;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz