Tak... dawno nas tu nie było:)
Co u nas? Zdążyliśmy od grudnia dwa razy zmienić miejsce swojego zamieszkania, w końcu się trochę podleczyć. Wypić w sylwestra piccolo, upajając się fajerwerkową panoramą Wrocławia, pobawić się na koncertach, spędzić sporo seansów w kinie i przeczytać kilka ciekawych książek.I oczywiście - sporo wspólnego gotowania, trochę wybitnych wegańskich zdobyczy i ostatnio obsesja... doprowadzenia pizzy do perfekcji:). Gdyby je wszystkie policzyć, w ciągu ostatniego miesiąca w naszym kuchennym zakątku w ciągu ostatniego miesiąca powstało chyba ponad 20. pizz...
W ten sposób przygotowywaliśmy się do wyjazdu w krainę podniebiennej rozkoszy. Raj miłośników rozkosznej kawy, najcudowniejszych lodów i łechcącej podniebienia... pizzy:).
Znów ryanair;), a tym razem Włochy. Bolonia. Niekończące się spacery kilometrów arkad, klimatyczne kawiarnie i... setki euro wydane na zajebiste jedzenie:)! Bolonia ma coś w sobie co hipnotyzuje, a niektóre ulice, gdyby zabrać z niej modnie ubranych ludzi i nowoczesne samochody, równie dobrze mogłyby tak wyglądać wiele lat temu.
Ostatnią sobotę karnawału spędziliśmy w Wenecji, gubiąc się w dziesiątkach klimatycznych ulic przecinających weneckie kanały. Ścisk karnawałowy był jednak niesamowity, a do jadącego z Bolonii do Wenecji pociągu ludzie na peronach po drodze po prostu nie byli już w stanie wsiąść, taki był w nich tłok. Kolorowe, szalone przebrania, magiczne maski i wiosna w powietrzu, bo wyjątkowo dopisała nam pogoda podczas tych kilku dni. I wymarzone poranki... na śniadanie cudowna kawa poprawiona lodami, które we włoszech naprawdę są najlepsze na świecie. A na lunch pizza... również najlepsza na świecie :)!
I Elena, u której zatrzymaliśmy się w drugiej części wyjazdu. Niesamowita, inspirująca, wręcz magiczna osoba. Długie, niezwykłe rozmowy o marzeniach, wolności i szczęściu, wieczorny wypad do pizzerii i sobotnie dinner party. Przygotowane przez nią, jej siostrę i jej znajomego, który zmajstrował zdecydowanie wybitny seitan - szczególnie, że robił go pierwszy raz:). Jeszcze niedzielne spacery po lokalnych, osnieżonych i cichych górkach i już żegnaliśmy się na lotnisku...
Magiczne były walnetynkowe Włochy. Magiczne... i pyszne... :)
Wreszcie blog znow ruszyl :)) A my tez juz niedlugo wracamy wiec mamy nadzieje, ze uraczycie nas ta dopracowana pizza :D
OdpowiedzUsuńno raczej... wpadniecie poopowiadać, co?;)
OdpowiedzUsuń