Szybkie pakowanie, załatwianie ostatnich spraw, ostatni wypadzik do złego mięsa i czajowni, autostop do Bydgoszczy. Tak wyglądało kilka naszych ostatnich dni.
I wylądowaliśmy w czwartek późnym wieczorem w Glasgow Prestwick. Zabawną sytuację mieliśmy w trakcie kontroli paszportów, bo człowiek burknął tylko coś do nas pod nosem, a my totalnie niewyspani i trochę zawieszeni patrzyliśmy się na niego bez słowa z oczami jak pięciozłotówki. Wtedy odezwał się po raz drugi w kompletnie niezrozumiałym przez nas języku... a my dalej bez ruchu i słowa przyglądaliśmy się mu jak osiołki. Powtórzył tą frazę i dotarło do nas dlaczego nie wiemy w jakim języku i co on nam próbuje przekazać... było to mniej więcej: miewszkacje w szkoftji?
Znaleźliśmy ustronne miejsce, rozłożyliśmy sobie karimatki, śpiwory i porządnie wyspaliśmy się na lotnisku (od 23 do 9 :D). A obudził nas aromat kawy mielonej nieopodal w Starbucksie.
W planach mieliśmy jechać autobusem, ale wieczorem na jednym z ekranów pojawiła się informacja, że z biletem lotniczym do Prestwick ma się 50% zniżki na podróż z lotniska dokądkolwiek w Szkocji pociągiem. Żeby było ciekawiej, gdy pytaliśmy się w informacji o połączenia Kasia wzięła do ręki ulotkę, na której napisane było, że lecąc z nowo otwartych połączeń (Bydgoszcz, Barcelona i jeszcze jakieś jedno) pociąg z lotniska dokądkolwiek w szkocji jest... FREE!
Odbyliśmy więc przyjemną, niemalże pociągostopową podróż najpierw do Glasgow - gdzie wyskoczyliśmy jeszcze po drodze na kawę, nie mogąc opędzić się od porannego, budzącego nas zapachu - i dalej do Fort William (w sumie 4,5h podróży). Normalnie za taką podróż zapłacilibyśmy 67£ (ok. 330zł). W Fort William próbowaliśmy łapać stopa ale nie szło, a poza tym padało :), więc wsiedliśmy do pierwszego przyjeżdżającego i ostatnie 30 mil do Fort Augustus przejechaliśmy autobusem. Ale coż to była za droga! Szczególnie pociągiem. Niesamowite góry, jeziora, piękne szkockie krajobrazy. My co kilka chwil wpadaliśmy w euforię, podczas gdy reszta pasażerów przez większość drogi przysypiała... czyżby już się oswoili i nie robiło to na nich wrażenia?
Fort Augustus jest również bardzo przyjemne. Położona nad Loch Ness wioseczka z przyjemną okolicą, po której mieliśmy czas już dziś pospacerować.
No, wszystko fajnie, tylko jutro zaczynamy pracę, więc trochę się denerwujemy. Ale może nie będzie tak źle, jutro się okaże. Najwyżej nas wywalą po tygodniu :D. Tymczasem kilka fotek z naszego aktualnego zakątka:
I wylądowaliśmy w czwartek późnym wieczorem w Glasgow Prestwick. Zabawną sytuację mieliśmy w trakcie kontroli paszportów, bo człowiek burknął tylko coś do nas pod nosem, a my totalnie niewyspani i trochę zawieszeni patrzyliśmy się na niego bez słowa z oczami jak pięciozłotówki. Wtedy odezwał się po raz drugi w kompletnie niezrozumiałym przez nas języku... a my dalej bez ruchu i słowa przyglądaliśmy się mu jak osiołki. Powtórzył tą frazę i dotarło do nas dlaczego nie wiemy w jakim języku i co on nam próbuje przekazać... było to mniej więcej: miewszkacje w szkoftji?
Znaleźliśmy ustronne miejsce, rozłożyliśmy sobie karimatki, śpiwory i porządnie wyspaliśmy się na lotnisku (od 23 do 9 :D). A obudził nas aromat kawy mielonej nieopodal w Starbucksie.
W planach mieliśmy jechać autobusem, ale wieczorem na jednym z ekranów pojawiła się informacja, że z biletem lotniczym do Prestwick ma się 50% zniżki na podróż z lotniska dokądkolwiek w Szkocji pociągiem. Żeby było ciekawiej, gdy pytaliśmy się w informacji o połączenia Kasia wzięła do ręki ulotkę, na której napisane było, że lecąc z nowo otwartych połączeń (Bydgoszcz, Barcelona i jeszcze jakieś jedno) pociąg z lotniska dokądkolwiek w szkocji jest... FREE!
Odbyliśmy więc przyjemną, niemalże pociągostopową podróż najpierw do Glasgow - gdzie wyskoczyliśmy jeszcze po drodze na kawę, nie mogąc opędzić się od porannego, budzącego nas zapachu - i dalej do Fort William (w sumie 4,5h podróży). Normalnie za taką podróż zapłacilibyśmy 67£ (ok. 330zł). W Fort William próbowaliśmy łapać stopa ale nie szło, a poza tym padało :), więc wsiedliśmy do pierwszego przyjeżdżającego i ostatnie 30 mil do Fort Augustus przejechaliśmy autobusem. Ale coż to była za droga! Szczególnie pociągiem. Niesamowite góry, jeziora, piękne szkockie krajobrazy. My co kilka chwil wpadaliśmy w euforię, podczas gdy reszta pasażerów przez większość drogi przysypiała... czyżby już się oswoili i nie robiło to na nich wrażenia?
Fort Augustus jest również bardzo przyjemne. Położona nad Loch Ness wioseczka z przyjemną okolicą, po której mieliśmy czas już dziś pospacerować.
No, wszystko fajnie, tylko jutro zaczynamy pracę, więc trochę się denerwujemy. Ale może nie będzie tak źle, jutro się okaże. Najwyżej nas wywalą po tygodniu :D. Tymczasem kilka fotek z naszego aktualnego zakątka:
Ładnie tam :) I nie stresujcie się. Dacie radę, kto jak nie Wy :) Trzymam kciuki i czekam na dalsze relacje ;) Szczególnie z 1 dnia i tygodnia. Potem jakoś samo poleci :)
OdpowiedzUsuńPiękna okolica. Pewnie, że dacie radę. My tez trzymamy kciuki.
OdpowiedzUsuńJedno małe pytanko. Z czego jest ta pasta w garnku z Parafialnej???
Pozdrawiamy serdecznie razem z Karolcią.
Pasta w garnku to jest... był... hummus. Z grochu. Ale on się już mógł zepsuć, to nie wiemy :D.
OdpowiedzUsuń