9.05.2011

smakowanie;)

Wczoraj bardzo kulinarnie nosiło nas po Marrakeszu. Czyli dzień zdominowany przez jedną z ulubionych przez nas czynności... smakowanie:).
Rozsmakowaliśmy się oczywiście w sokach z pomarańczy, które za 4dh można kupić na Djamaa el-Fna. W gruncie rzeczy smakują jak te w domu, które wyciskamy sobie sami;), ale po pierwsze, tutaj nie musimy sami ich wyciskać;). A po drugie, są chłodne i przyjemnie orzeźwiające, choć słodkie, jak wszystko dookoła. W gorącu jaki tutaj panuje, są kojące i przede wszystkim, po prostu pyszne:). No i czasem dostajemy dolewkę gratis, co jest całkiem miłe;).
Dzień zaczęliśmy od chapati (nie odkryliśmy jaką nazwę noszą tutaj, więc używamy indyjskiej) z masłem czekoladowym;), które można za kilka dh kupić tutaj w róznych opcjach. Z serem, z miodem, właśnie z masłem czekoladowym i kilkoma innymi przysmakami do wyboru. Spróbowaliśmy wege tajin. Szczerze mówiąc nie wiedzieliśmy czego się spodziewać po wegetariańskiej wersji tego dania, wcześniej czytając opis tej mięsnej. Ale nie było najgorzej, nawet całkiem przyjemnie, choć dosyć drogo jak na wielkość ów tajinu. Na ulicy można kupić zupę soczewicowo-ciecierzycową za 3-3.5dh. Coś, co przypomina indyjski dhal z chlebem za 6-7dh. A nasz niewielki tajin kosztował 40dh, choć warto było spróbować, bo był dobry. Ale na pewno nie wart aż takiej ceny.
Oddaliliśmy się trochę dalej na południe od Djamaa el-Fna. Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami, weszliśmy nawet do miejsca, o którym nie mamy większego pojęcia czym było. Przyciągnęło nas przyjemnym ogrodem i niewielką opłatą za wstęp. W środku oprócz bananów i pomarańczy odnaleźliśmy całą masę innej, przyjemnej roślinności oraz budynek, który mimo, iż był raczej pusty, okazał się bardzo interesujący. Włóczyliśmy się po nim blisko godzinę...
Rozsmakowaliśmy się w chlebkach przekrajanych na pół, smarowanych serem i polewanych oliwą.
Zaskoczyła nas kawa kupiona na ulicy. Zaskoczyła nas, bo okazała się... bardzo dobra. Oczywiście słodka jak miód, jak wszystko tutaj, ale nie to jej nie ujmuje. Delektując się dziś czymś równie pysznym, a mianowicie miętową herbatą, odkryliśmy chakiye, słodką przykąskę, którą Kasia rozkoszuje się do granic możliwości. Moczone w syropie, bardzo słodkie, z sezamowym posmakiem rozpieszczają kubeczki smakowe do granic możliwości...:).
Spacery więc, smakowanie, wieczorna herbata na tarasie nad Djamaa el-Fna... piękny widok i przyjemny, wieczorny wiatr.
Dziś jeszcze trochę Marrakeszu, a jutro uciekamy już stąd, prawdopodobnie autostopem - jeśli tylko znajdziemy sposób na wydostanie się z miasta :) - w stronę pustyni. Nie wiemy jak dalej będzie z internetem, także odezwiemy się, jakby nam się jakiś przytrafił...


przyjemne miejsce, trafiliśmy tu przypadkiem, spacerując...:)


...wciąż tam... ;)


sok z cytryny:D / kierunkowskaz na wegańską kawiarnię / chakiya


herbata / Djama el-Fna / ...i pan imbryczek!:D

2 komentarze:

  1. Rewelacyjne zdjęcia!! Bardzo Wam zazdroszczę;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Zyczymy Wam miłego smakowania. Tylko wszystko z umiarem, zeby zmiescić się jeszcze w spodnie :)
    Pozdrawiamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń