Spędzamy czas spacerując po mieście, plażą, pijąc herbatę w lokalnych knajpkach. Oddajemy się niespiesznej atmosferze miasta, w którym bardziej dominuje już błękit niż ultramaryna.
Codziennie robimy warzywno-owocowe zakupy u tych samych sprzedawców na souku, którzy nas już poznają i witają seredecznym uśmiechem. Każdego wieczoru gotujemy sobie tajin lub kuskus, obserwujemy życie mieszkańców, które rozkręcać się zaczyna późnym popołudniem i trwa do bardzo późnego wieczora...
Wczoraj poszliśmy popływać w oceanie:). Niesamowite szaleństwo pośród ogromnych, niespotykanych w Polsce rozmiarów fal, więc teraz cali jesteśmy w siniakach;). Przed wczoraj za to chcieliśmy wybrać się do Legzira, na niesamowitą plażę. Gdy czekaliśmy od 20 minut na lokalny autobus, zawołał nas właściciel mieszkania, w którym się zatrzymaliśmy, a którego wcześniej pytaliśmy z którego miejsca odjeżdża autobus. Widząc, jak długo już czekamy, wsadził nas do auta znajomego, który właśnie tam jechał. Tacy właśnie są ludzie w Ifni.
A dziś odwiedził nas Brahim, o którym pisaliśmy w poprzedniej notce. Tak jak wspomnieliśmy, wymieniliśmy się telefonami. Zadzwonił, że jest właśnie służbowo w Sidi Ifni, więc spotkaliśmy się na kawie. Bardzo miłe odwiedziny.
Zaczęliśmy się przyzwyczajać do życia w podróży. U nas w Ifni:), zaczyna się powoli Sahara Zachodnia i najchętnie podążylibyśmy za nią do Mauretanii, tymczasem... musimy wracać. Po 4 nocach spędzonych w Ifni, jutro rano wcześnie wstaniemy - inshallah - i będziemy się zbierać autostopem do Marrakeszu, bo już po jutrze, w sobotę, wsiadamy powrotny samolot do Bremen...
Widok z tarasu naszego mieszkanka i Legzira Plage, 10km od Ifni:
0 komentarze:
Prześlij komentarz