...a w Hiszpanii wylądowaliśmy późnym wieczorem. Gdy dotarliśmy do centrum Sewilli dochodziła północ.
To niesamowite uczucie przenieść się z chłodnej i deszczowej Szkocji na wciąż gorące w październiku południe. Kurtki wraz z cieplejszymi ciuchami wrzucamy na dno plecaków, a wyjmuemy krótkie rękawki oraz wszystko co najlżejsze i najbardziej przewiewne. Soczystą szkocją zieleń zamieniamy na wysuszony krajobraz i wszechobecne palmy.
Wysłaliśmy sporo maili do ludzi z Sewilli przez couchsurfing, niestety wszystkie z negatywnym skurtkiem. Hiszpania chyba w ogóle jest ciężka pod tym względem, tak samo jak pod względem autostopu. Szukamy więc nocą jakiegoś stosunkowo niedrogiego, jak na Sewillę hostelu. Jeden zamknięty, drugi full, trzeci... w trzecim mamy szczęście. Stargowujemy cenę prawie o połowę i zostajemy za sensowną - jak na Sewillę - cenę. Wychodzimy jeszcze na spacer w poszukiwanie sklepu, Wszystkie jednak są już o tej godzinie zamknięte, ale ulice tętnią życiem i zamiast sklepów jest dookoła cała masa pootwieranych barów. Spragnieni wstępujemy do jednego z nich na piwo, z niemałym zaskoczeniem płacąc za nie kilka razy mniej niż w Szkocji czy Paryżu. Po kilku miesiącach w drogiej Wielkiej Brytanii to spora różnica. Szczególnie, że Hiszpania w wielu przypadkach jest tańsza niż Polska...
Kolejne 3 dni w Sewilli to długie, kilometrowe, niekończące się spacery klimatyczną, starą częścią miasta. Magiczną i poplątaną. Po kilku dniach wciąż zdażało nam się zgubić w drodze do domu i musieliśmy ratować się mapą. Błękitne niebo i południowe temperatury... cóż za zmiana! Do tego stopnia poczuliśmy klimat, że i nasze dni zaczęły upływać hiszpańskim rytmem. Leniwe poranki, siesta i bardzo długie wieczory.
Niewątpliwie warto przerzucić się na hiszpański rytm, szczególnie że zdecydowaną atrakcją jest tutejsza kuchnia. Taka jaką lubimy - prosta, ale aromatyczna i niesamowicie smaczna! W końcu więc zaczynaliśmy dnie kawą i tostem, w którego wtarty jest pomidor (lub polany zmiksowanym) i oliwą z oliwek. Popołudniem orzeźwialiśmy sie Gazpacho, czyli najbardziej niesamowitą i orzeźwiającą zupą na chłodno jaką jedliśmy w życiu! A do wieczora wstępowaliśmy się ochłodzić do barów na piwo i tapas - czyli hiszpańskie przekąski, które są świetną opcją, bo porcja jest mała i niedroga, a można spróbować ogromną ilość andaluzyjskich przysmaków!:) No i wieczorna Sangria oraz jej pochodne... wyjątkowo przyjemnie spędziliśmy nasz andaluzyjski czas:) Ach, potrzebowliśmy takich wakacji! ...no ale to na tyle Sewilli - obowiązki wzywają;) Maroko!
Kawa w szklance... prawie jak w polsce :)
OdpowiedzUsuń